Biruta Markuza, „Smak tropików. Kuchnie Pacyfiku”

Tekst: Ewa

Fot. Zysk i S-ka

„Rozmiar mojej niewiedzy uświadomił mi pierwszy przepis, z którym się zetknęłam, przepis na deser z Fidżi. Wśród dziwacznych nazw: ghee, tamarynda, masala, wok, odnalazłam jedno tylko znajome słowo – cukier”.

Od deski do deski

Po krótkim wstępie wyjaśniającym, co, jak, gdzie i dlaczego Polka zabrała się za pisanie o kuchniach Pacyfiku, przychodzi czas na właściwą część książki. Całość podzielona jest na 10 rozdziałów, z czego 9 dotyczy kuchni tropikalnych krajów (Chiny, Indie, Indonezja, Singapur, Sri Lanka, Filipiny, Nowa Gwinea, Nowa Zelandia, Australia), a ostatni poświęcony jest potrawom przygotowywanym na Boże Narodzenie.

Fot. Ewa

Autorka pokusiła się o charakterystykę kuchni każdego kraju – kilkunastostronicowe wstępy w każdym rozdziale tworzą zgrabne wprowadzenie do części z przepisami. Nie wiedzieć czemu brak takiego wstępu w części bożonarodzeniowej. A kilka słów o obchodzeniu „białych” świąt w tropikach na pewno zaciekawiłoby czytelników.
Książkę zamyka krótki słowniczek zbierający w jednym miejscu nazwy egzotycznych przypraw i owoców, wraz z ewentualnymi ich substytutami, które możemy znaleźć także na naszej szerokości geograficznej.

Naokoło przepisu

Składniki każdego przepisu wymienione są po przecinku, a sposób przygotowania – w punktach. Znaczki graficzne określają stopień trudności (łatwy/trudny), liczbę porcji (od 1 do… 20!) i czas przygotowania. Ten ostatni jest czasami dwustopniowy, jeśli przygotowanie danej potrawy musi być poprzedzone np. 24-godzinnym namaczaniem pewnych jej składników.
Pod niektórymi przepisami autorka zamieściła dodatkowe rady dotyczące sposobu podania potrawy czy alternatywnych składników, które można do niej wykorzystać.

Plusy

Egzotycznie, więc wyjątkowo. Niewiele jest takich pozycji na polskim rynku. W zasadzie to zrozumiałe. Kuchnie Pacyfiku tak różnią się od naszych, że mało które europejskie kubki smakowe będą w stanie sprostać tym potrawom. Autorka jednak i o tym pomyślała – we wstępie, w końcowym słowniczku, a nawet przy poszczególnych przepisach podaje możliwe zamienniki egzotycznych przypraw, warzyw i owoców. Odważni mogą więc gotować po „pacyficznemu” (o ile znajdą w sklepach odpowiednie składniki, ale o to – na szczęście – coraz łatwiej), a co bardziej zachowawczy – dostosować przepisy z dalekich krajów do swoich przyzwyczajeń. Części potraw oczywiście nie uda się przyrządzić w naszej szerokości geograficznej, ale można o nich poczytać w ramach ciekawostki albo pretekstu, by kiedyś wybrać się podróż w tamte regiony.

Fot. Ewa

Największego smaczku dodają książce wprowadzenia charakteryzujące każdą z kuchni. I choć Biruta Markuza (swoją drogą – egzotyczne imię i nazwisko, prawda?) we wstępie zastrzega, że zdołała wypisać tylko podstawowe informacje, nie zagłębiając się w szczegóły, to już one dla zupełnego laika będą stanowić nie lada ciekawostkę.

Literacko o kuchni. Trzeba autorce przyznać, że potrafi zaciekawić czytelnika. Rzadko się zdarza, by w książce kucharskiej narracja była tak dobrze poprowadzona i tak wciągająca, niczym dobra powieść.
Pomógł tu zapewne egzotyczny temat. Nie trzeba się silić na koncepty, które by zatrzymały uwagę czytającego, jeśli wystarczy opisać, co i jak się je w tamtej części świata, by już było ciekawie.
W Chinach na przykład spożywa się jedynie dwa posiłki dziennie! Desery są serwowane tylko na większych bankietach. Wszystkie składniki muszą być dobrze pokrojone, krótko gotowane, doprawione tuż przed podaniem na stół. W Indonezji jada się owoce drzewa o nazwie durian. Ich miąższ szybko ciemnieje i traci właściwości smakowe, dlatego nie nadają się one do transportu i nie są znane w innych częściach świata. Może to i lepiej, bo po zjedzeniu tych owoców oddech i skóra przez kilka dni wydzielają bardzo przykry zapach. W książce znajdziemy też rozpisaną na dni i godziny australijską oczyszczającą dietę trzydniową i przekonamy się, że żółty proszek o nazwie curry, sprzedawany w naszych sklepach, w Indiach w ogóle nie jest używany!

Krótko i na temat. Nie tylko część opisowa książki jest dobrze zredagowana. Również same przepisy czyta się z przyjemnością. Głównie dlatego, że są sformułowane jasno i prosto. Wykonanie przedstawione jest w punktach, komentarze i rady wyróżnione na dole pomagają w pracy lub urozmaicają przepis. Składniki wymienione są po przecinku według kolejności ich wykorzystania. To bardzo ważne – nie trzeba szukać, w którym miejscu było wymienione masło czy banany i ile ich przygotować. Wystarczy czytać po kolei.

Minusy

Fot. Ewa

Brak spisu treści. To niestety spore niedociągnięcie. Spis treści teoretycznie jest zamieszczony na początku książki, ale zawiera tylko podział główny – na poszczególne kraje. Co i tak nie jest konieczne przy wyszukiwaniu, bo strony poświęcone kolejnym kuchniom mają grzbiety w innych kolorach i już na pierwszy rzut oka widać, gdzie się kończą Chiny, a zaczynają Indie. Natomiast spis potraw lub/i indeks pogrupowany według składników ułatwiłby bardzo pracę z książką. Teraz, jeśli zamarzy mi się przyrządzenie chałwy bananowej z Nowej Zelandii, muszę przewertować wszystkie strony temu krajowi poświęcone, by ją odnaleźć!

Niekonsekwencja jednostkowa. Proporcje składników to jedna z ważniejszych rzeczy w przepisie, szczególnie dla osób, które nie lubią gotować „na oko”. Biruta Markuza raz jest precyzyjna i podaje składniki w gramach, innym razem używa pojęć „szklanka”, „puszka”, „kostka”, nie zaznaczając nigdzie, czy np. taka szklanka to 200 czy 250 ml. Często stosuje zapis alternatywny: „kostka masła/margaryny”, podczas gdy standardowa kostka masła to 200 g, a margaryny – 250 g.

Brak zdjęć potraw. Zarzut najmniejszej wagi. Choć chciałoby się nacieszyć oko wielobarwnymi egzotycznymi daniami i sposobem ich podania, to powód rezygnacji z fotografii w książce jest dość oczywisty. Ze zdjęciami zmieściłoby się tutaj o połowę mniej przepisów.
Książka nie jest na szczęście całkiem pozbawiona zdjęć. Wszystkie wstępy poprzedzone są ilustracjami, ale nie przedstawiają one konkretnych potraw, lecz krajobrazy, targowiska, chaty lub świątynie danego kraju. Przepisy przedzielone są też czasem jedną rozkładówką prezentującą jakiś charakterystyczny egzotyczny składnik. Te zdjęcia cieszą oko i pozostawią niedosyt, bo trzeba przyznać, że są naprawdę wysokiej jakości.

„Smak tropików. Kuchnie Pacyfiku” to nie książka dla każdego. Wielu będzie podnosić zarzut, że części potraw nie sposób u nas przygotować, że smakują inaczej, nieciekawie. Ale trzeba pamiętać, że to kuchnia egzotyczna, rządząca się zupełnie innymi prawami niż europejska. Mimo wszystko warto czasem pokusić się o wypróbowanie tych smaków – będzie to taka namiastka dalekich podróży w tropikalne kraje.

Książkę prezentujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk i S-ka

Tytuł: Smak tropików. Kuchnie Pacyfiku
Autor: Biruta Markuza
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2013
Liczba stron: 386
Liczba przepisów: ok. 250
Oprawa i format: twarda, 145×205
Cena: 29,90 zł

Zobacz przepisy z tej książki na naszym blogu!
Chałwa bananowa
Gorące pieczywo czosnkowe

Podobne wpisy