Magdalena Tomaszewska-Bolałek, „Japońskie słodycze”

Tekst: Ewa

Fot. Hanami

„(…) jedzenie oraz gotowanie są jednymi z najbardziej instynktownych potrzeb człowieka, kryjących w sobie nawet takie elementy jak strach (np. wywoływany spożywaniem rzeczy zakazanych czy wręcz szkodliwych dla zdrowia) czy potrzeba intymności (np. podjadanie ukradkiem łakoci). Stąd też obłożone są długą listą nakazów i zakazów, ustępując w tej kwestii jedynie życiu seksualnemu.”

Od deski do deski

Przepisy są w tej książce właściwie dodatkiem. Trzeba przyznać – bardzo miłym i apetycznym, ale jednak głównie dodatkiem. Podstawę stanowi opowieść o sztuce kulinarnej i kulturze żywieniowej Japonii. Autorka przybliża znaczenie i funkcję słodyczy w Kraju Kwitnącej Wiśni, ich historię, rodzaje i obecność w źródłach kultury oraz codziennym życiu Japończyków.
Na końcu umieszczone są przepisy, a zaraz po nich: zasady wymowy nazw japońskich, chińskich i koreańskich, historia Japonii podzielona na okresy, bibliografia i indeks.

Naokoło przepisu

Fot. Hanami

Książka zawiera 23 przepisy. Są wśród nich zarówno klasyczne japońskie receptury, jak i słodycze inspirowane Krajem Kwitnącej Wiśni, a stworzone przez autorkę (można je znaleźć również na jej blogu Kuchniokracja).
Sama prezentacja przepisu nie przedstawia sobą nic nadzwyczajnego. Oprócz listy składników, sposobu przygotowania potrawy i zdjęcia, nie ma tu żadnych dodatków. Choć trzeba przyznać, że nawet te najbardziej podstawowe z podstawowych informacji podane są niezwykle estetycznie.

Plusy

Uczta dla oczu. Fotografie są zazwyczaj dodatkiem do książki. I nawet jeśli w książkach kulinarnych pełnią ważną funkcję, to jednak mimo wszystko jedynie ilustrującą. Japońskie słodycze obalają tę tezę całkowicie! Tę książkę dosłownie pochłania się wzrokiem. Nawet nie próbujcie jej czytać, kiedy jesteście głodni. Groziłoby to rozgryzieniem kartek lub ekranu (bo dostępna jest również w wersji elektronicznej).
Zdjęcia zamieszczone w książce to małe dzieła sztuki. Podobnie zresztą jak prezentowane na nich wagashi, czyli japońskie słodycze. Jest w nich jakaś magia. Bo nie tylko misternie wykonane, drobiazgowo wykończone słodkości cieszą oko. Nawet zwyczajne prostopadłościenne bloczki – jeden różowy, drugi biały – ułożone na niewielkim talerzyku, z ozdobną serwetką i pałeczkami obok (s. 171) – sprawiają, że nie można oderwać od nich wzroku.

Fot. Hanami

Ab ovo. Taka właśnie jest narracja Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek. Sięga do początków, do zamierzchłej historii, a czasem nawet prehistorii. Ogólny wykład o słodyczach rozpoczyna się od informacji o cukrowcu lekarskim, z którego pozyskuje się cukier, zaś opis japońskich smaków – od przybliżenia rozwoju kubków smakowych, począwszy od ich zaczątków w życiu płodowym!
Trudno stwierdzić jednoznacznie, czy takie cofanie się do korzeni to plus czy minus książki. Jednak kto sięga po tę pozycję, powinien się liczyć z tym, że nie będzie to jedynie rozrywkowa opowieść o ryżowych ciasteczkach. Już sama bibliografia, utkana ciasno na sześciu stronach, może świadczyć o tym, że książka ma większe ambicje. Szczególnie, że została napisana przez autorkę Tradycji kulinarnych Japonii (Hanami, 2006), czyli osobę, która zna się na rzeczy.

Fascynujący Kraj Kwitnącej Wiśni. Choćby nawet omawiana książka nie była dobrze napisana, choćby nie miała pięknych fotografii, choćby była wydana fatalnie i bez pomysłu (a tak przecież nie jest!), jedno by ją ratowało – temat. Już sama klasyfikacja japońskich słodyczy przyprawia o zawrót głowy. Mieni się w oczach od nazw zakończonych na -gashi. Wagashi to słodycze, czyli potrawy jadane poza głównymi posiłkami, takie, które nie są niezbędnym elementem diety. Dzielą się na kategorie, np. namagashi (słodycze świeże, o krótkim terminie spożycia) czy higashi (słodycze suszone) – te zaś ulegają dalszym podziałom i klasyfikacjom.
Niesamowite, jak wiele kryje się pod pojęciem „słodycze”. Dla nas to głównie cukierki i czekoladki. Na świecie zaliczane są do nich także owoce, napoje czy orzechy. Wiele przepisów z książki Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek zawiera ziarna sezamu czy fasoli! Jednak, co równie ciekawe, nie sam smak, zapach czy wygląd liczy się dla Japończyków. Oni zwracają uwagę również na fakturę jedzenia, a także na odgłos, jaki wydaje!
A czy wiedzieliście, że chińskie ciasteczka z wróżbą wcale nie pochodzą z Chin? Pomysł na ich powstanie przyszedł ze Stanów Zjednoczonych, zaś receptura bazuje na japońskich krakersach. Wiele takich ciekawostek znajdziecie w omawianej książce.

Minusy

Fot. Hanami

Popularna czy naukowa? Owszem, można połączyć te dwa nurty, ale zawsze wypada się zdecydować, na który stawia się mocniejszy akcent. Tymczasem tutaj laików zaciekawionych orientalną kuchnią mogą odstraszyć częste dywagacje historyczne czy nawet biologiczne oraz znamienne (niestety) dla dzieł naukowych zdania-zapychacze typu „Odżywianie jest jednym z podstawowych procesów życiowych zachodzących w organizmach żywych…” albo „W globalnym świecie, gdzie życie biegnie coraz szybciej, gdzie liczy się wydajność oraz jak najlepsze wyniki…”, „W dobie globalizacji i uniwersalizacji norm kulturowych…”…
Natomiast poszukujący rzetelnych naukowych informacji mogą zawieść się ich wyrywkowością – autorka zahacza o wiele tematów, ale żadnego dostatecznie nie rozwija. Można by się odwołać do bibliografii, ale tu z kolei brak konkretnych odnośników w tekście, a poszukiwanie wśród dziesiątek tytułów interesującej nas konkretnie książki byłoby nieco żmudne, o ile w ogóle wykonalne.

Nieoczywiste składniki. Ciężko nie podnieść tego zarzutu w stosunku do kuchni orientalnych. Łatwo go jednak obalić – w końcu to kuchnia spoza Europy, jest oczywiste, że składniki będą egzotyczne. Owszem, ale jednak przydatna byłaby informacja o tym, czym ewentualnie zastąpić dany produkt. Bo fasola azuki czy mirin to nie są rzeczy, które można kupić w osiedlowym sklepie. Pozostawienie tych nazw bez komentarza zniechęca wiele osób, które być może pokusiłyby się o przyrządzenie w domu dorayaki, gdyby wiedziały, że mirin to po prostu słodki japoński alkohol kilkunastoprocentowy.
Na koniec należałoby wspomnieć o stosowaniu w opisach przygotowania potraw formy „gram”, która jest błędem ortograficznym (powinno być: „gramów”). Ale to tylko mimochodem rzucona uwaga, jako że reszta narracji ustrzegła się tego typu błędów.

Takiej książki nie kupuje się po to, by przewertować ją, obejrzeć zdjęcia, zaznaczyć kilka przepisów i sięgać do nich raz na jakiś czas. To zupełnie inny rodzaj lektury kulinarnej. Tę należy przeczytać od deski do deski, niezwykle uważnie – jest bowiem bogatą skarbnicą interesującej wiedzy. A same przepisy są jak wisienka na torcie. Nie najważniejsze, ale bez nich czegoś by brakowało.

Książkę prezentujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Hanami

Tytuł: Japońskie słodycze
Autor: Magdalena Tomaszewska-Bolałek
Wydawnictwo: Hanami, 2013
Liczba stron: 323
Liczba przepisów: 23
Oprawa i format: twarda, 171 x 246 (lub e-book)
Cena: 69 zł

Zobacz przepisy z tej książki na naszym blogu!

Dorayaki
Kasutera – japoński biszkopt
Okoshi

Podobne wpisy